Recenzja filmu

The Old Oak (2023)
Ken Loach
Dave Turner
Ebla Mari

Spróchniały Dąb

"The Old Oak" okazuje się przede wszystkim zmarnowanym na własne życzenie potencjałem; zarówno na szerszą socjologiczną obserwację powodów stojących za ksenofobią Brytyjczyków, jak i na
Zaczyna się jak "Sprawa dla reportera". Wyładowany uchodźcami z Syrii autobus dociera do niewielkiego miasteczka na północy Anglii. Przyjezdnych wita grupa wściekłych gapiów. Przerażeni, ściśnięci wewnątrz busa imigranci zaczynają płakać. A wśród nich – Yara (Ebla Mari), która przeciera po chwili łzę spod oka, po czym zbliża je do zawieszonej na szyi lustrzanki. Jej zachowanie wzbudza jeszcze większy gniew tłumu. Gdy opuszcza autobus, mężczyzna w koszulce Newcastle United wyrywa jej aparat i roztrzaskuje go o ziemię. Scena kończy się zbliżeniem na kolejne łzy rozhisteryzowanej dziewczyny, których nie zakryje już żaden obiektyw.



Na całe szczęście najnowszy film Kena Loacha nie będzie w całości złożony z tak prostych, pędzących za tabloidową sensacją sekwencji. "The Old Oak", domykający trylogię socjologicznych obserwacji północy kraju, będzie starał się problematyzować pozornie jednoznaczne konflikty wewnątrz portretowanej zbiorowości. Podążając tropem dwóch poprzednich nieformalnych części (kolejno "Ja, Daniel Blake" oraz "Nie ma nas w domu"), nie będzie zrzucał całej odpowiedzialności na karb nieracjonalnego moralnego zepsucia i wrodzonej ksenofobii Brytyjczyków. Wytłumaczeniem społecznych zjawisk okaże się dla Loacha historia, dziedzictwo wymyślonego na potrzeby opowieści miejsca. Mała mieścina niedaleko angielskiego Durnham znajduje się w gigantycznym ekonomicznym kryzysie. Niegdyś prosperująca siłą górniczego przemysłu miejscowość, po strajku w roku 1984 wytraca swoje gospodarcze znaczenie. Młodzi dorośli opuszczają wątpliwe uroki ubogiej prowincji i wyruszają do większych ośrodków. Kolejne instytucje użytku publicznego zostają zamykane, ludzie sprzedają domy po cenie znacznie poniżej rynkowej, by tylko zdobyć kilka groszy na nowy start gdzieś indziej. Wartość nieruchomości zalicza niesamowity spadek: "Kilka lat temu wycena mojego domu wynosiła 50 tysięcy funtów. Dziś słyszę, że sąsiad sprzedał swój za 8 tysięcy" – powie Charlie, właściciel ceglanego szeregowca, codziennie odwiedzający pub The Old Oak, gdzie wraz z grupą starych przyjaciół będzie narzekał przy piwie na niesprzyjającą ekonomiczną rzeczywistość. Nie dziwi więc szczególnie brak entuzjazmu, z jakim lokalsi witają zorganizowaną pomoc humanitarną dla nowo przybyłych imigrantów z Syrii. Masowo przywożona odzież, wyposażenie domów czy rowery budzą w nich czysto ludzką zawiść. Sami ledwo wiążą koniec z końcem, a nie dostali od państwa nic. Dzieci ich znajomych chodzą po ulicach niedożywione. Ich matki zamknięte w domach wstydzą się pokazać na ulicy.



Kulturowa różnica nie pomaga wcale uniknąć nadchodzących tarć. Większość imigrantów ma problemy komunikacyjne ze zbiorowością, z powodów religijnych nie odwiedza podtrzymującego życie publiczne pubu, początkowo dość niepewnie adaptuje się do nowej rzeczywistości. Nawet najbardziej wyszkolone językowo osoby (jak Yara, która dwa lata życia w obozie poświęciła na naukę dwudziestu nowych słówek dziennie) napotykają wyraźny problem z północno-angielskim akcentem. Niewielkie miasteczko szybko okopuje się więc w swoich strefach wpływów, a akty charytatywnej dobroduszności traktuje jako zdradę ideałów grupy. Krzywe spojrzenia zaczynają padać na protagonistę "The Old Oak", TJ Ballantyne'a (Dave Turner), właściciela tytułowego pubu, po godzinach organizującego pomoc dla wdzięcznych Syryjczyków. Konflikt staje się więc przestrzenny; centralny dla życia zbiorowości lokal z piwem jest jednocześnie miejscem koncentracji kwestionowanych działań pomocowych.

To kontekstowe skomplikowanie ostrzy zęby na Loacha w starym stylu; skupionego na złożoności społecznych problemów, socjologicznie ciekawskiego, szukającego źródeł, a nie tylko naświetlającego skutki swoim moralnym reflektorem. Wszystko wykrzacza się jednak jakoś po 30 minutach seansu. Oddany historii miejsca i społeczno-ekonomicznym warunkom głos lokalnych mieszkańców szybko zostaje podważony. Loach w obrębie żywej tkanki miasteczka wprowadza fabularny fałsz, stawiając bohaterów w sytuacjach czarno-białych rodem z bulwarowego "Daily Express". Brytyjczycy nagle zaczynają usprawiedliwiać przypadki zorganizowanej przemocy, wygłaszając nieśmiertelne formułki "Nie jestem rasistą, ale…". Zamiast stopniowej eskalacji konfliktu, Loach zarzuca widza szokującymi skokami, wytracając tym samym jakiekolwiek pokłady budowanego wcześniej skrupulatnie zrozumienia i empatii. Kontekst sobie, a moralna przejrzystość sobie. I znowu wracamy na pierwszą stronę sensacyjnego dziennika.

W tym sensie "The Old Oak" nie pomaga sposób pisania bohaterów. O ile TJ koncentruje empatię widza, stojąc z wymalowaną na twarzy bezradnością po środku zaogniającego się zatargu, o tyle Syryjki Yary nie sposób potraktować nawet w kategorii postaci. Przepełniona przedramatyzowanymi długaśnymi monologami o ciężarze politycznej sytuacji w ojczyźnie przypomina bardziej papierowe uosobienie krzykliwych infografik z Instagrama, niż kogoś z choćby przejawami ludzkiej osobowości. Widz kibicuje jej, ale jedynie z rozsądku, skoro po drugiej stronie grupa dziaderskich maruderów stoi o krok od sięgnięcia po widły i pochodnie. Resztki socjologicznej dobrej woli Loach wypłukuje, wytykając miejscowym fundamentalną hipokryzję. W jednej z pierwszych scen filmu TJ zabiera Yarę do nieuczęszczanej od dwudziestu lat części pubu, swoistego skansenu lokalnej historii. Na ścianach wiszą reportażowe fotografie, przedstawiające wydarzenia konstytuujące ducha miejsca. Jedna z nich portretuje samopomocową ucztę, zorganizowaną oddolnie przez społeczność w momencie największego ekonomicznego kryzysu. "Gdy jesz razem, trzymasz się razem" – poetycko wieści wygrawerowany pod zdjęciem podpis. Analogiczną inicjatywę chwilę później bohaterowie próbują podjąć już w kontekście obecnych czasów, licząc na finalne zażegnanie konfliktu i scementowanie dwóch dystansujących się od siebie kultur. Tak istotne tożsamościowo dla grupy konserwatystów wydarzenie zostaje prędko storpedowane przy próbie powtórki. Izolujący się w obrębie własnej odmienności Anglicy bez refleksji zdradzają wszystkie fundamentalnie budujące ich odrębność ideały.



"The Old Oak" okazuje się więc przede wszystkim zmarnowanym na własne życzenie potencjałem; zarówno na szerszą socjologiczną obserwację powodów stojących za ksenofobią Brytyjczyków, jak i na intelektualnie treściwe kino społecznie zaangażowane. Ken Loach, choć jak zwykle wychodzący z reporterskiej wrażliwości dokumentalisty, dostarczył tym razem film tylko z pozoru penetrujący lokalną złożoność. W rzeczywistości "The Old Oak" jest sojuszem pomiędzy bezstronną obserwacją a moralizatorską ambicją. Jednocześnie jest też dziwacznie podobny do tytułowego pubu; trochę się rozpada, ciężko się w nim odnaleźć, a komfortowy wyda się jedynie tym, którzy przychodzą do niego już przede wszystkim z sentymentu do czasów dawnej świetności.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones